wtorek, 8 stycznia 2013

Jeden.

- Co na obiad? - usłyszałam głos męża, wracającego z pracy.
Standardowe pytanie, które codziennie padało z jego ust. No może nie codziennie, bo w niedzielę nie pracował, z czego niezmiernie cieszył się nasz pięcioletni syn. A czy ja się cieszyłam? Sama nie wiem. Wysoki brunet o brązowych oczach zawrócił mi w głowie na dyskotece, gdzie poznaliśmy się dzięki naszym wspólnym znajomym. Nasz ślub odbył się pięć lat temu, dwa miesiące po tym, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Kochałam go, ale od kilku miesięcy nie jestem w stanie określić tego, co do niego czuję. 
- Zupa pomidorowa i pierogi z serem. - odpowiedziałam łagodnie, wyciągając z szafy jeden talerz głęboki i jeden płytki. 
Filip mruknął coś niezrozumiale, jednak nie dopytywałam się o co mu chodziło. Stanęłam na środku wielkiej kuchni. Mając tak wielką przestrzeń do gotowania, to sama przyjemność, ale ja - mimo wielu lat, odkąd tu mieszkam - nadal nie przyzwyczaiłam się do tego. 
- Tato, zobacz, jaką zrobiłem superową łódkę! - z góry po drewnianych, podświetlonych schodach zbiegł Borys, trzymając w rączce papierową łódeczkę.
Usiadł obok Filipa, który oglądał jakiś film typu Trudne Sprawy czy Ukryta Prawda. Ja w międzyczasie postawiłam talerze na stole w jadalni, połączonej z salonem. Oparłam się o sofę na której siedzieli moi mężczyźni i patrzyłam z uśmiechem, jak zbliżają się do siebie wygłaszając swoje opinie na temat łódeczki Borysa.
- Kochanie, skoro wróciłeś wcześniej, to może przejdziemy się w trójkę do kina? - zaproponowałam, jednak później pożałowałam tego, że w ogóle się odzywałam.
- Co ty sobie myślisz? - Filip przerwał miły, ciepły i rodzinny nastrój. - Że ja nie ma nic innego do roboty tylko chodzenie z wami do kina? - wstał i stanął naprzeciw mnie.
Szczerze, to trochę się wystraszyłam.
- Borys, idź do swojego pokoju. - zwróciłam się do syna. - Mam do porozmawiania z tatą.
Mały grzecznie kiwnął główką i pobiegł do swojego pokoju. 
- A my mamy o czym rozmawiać? - rzucił Filip.
- No a nie? - strzeliłam ni z tego, ni z owego. - O naszym dziecku, o naszych relacjach, o twoim stosunku co do mnie i Borysa, o twoim ostatnim zachowaniu. - zaczęłam wyliczać na palcach. - Wymieniać dalej? - dodałam, widząc minę mojego rozmówcy. - Co ostatnio cię ugryzło?
- Mam dużo pracy. - po dłuższym czasie doczekałam się odpowiedzi.
- To pracuj mniej! - huknęłam, gestykulując rękami.
- A kto będzie zarabiał na dom? Kto będzie zapewniał dziecku wygodę i bezpieczeństwo? Może ty? - nie pozostał mi dłużny, aha.
- Żebyś wiedział. - zaskoczyła go moja odpowiedź. - Zapomniałeś, że jestem fizjoterapeutką? Myślisz, że tylko ty jesteś w stanie zarabiać? Nie, kochany. Równouprawnienie. 
- Śmieszna jesteś. Tłumaczysz się równouprawnieniem.
- Śmieszny jesteś. Tłumaczysz się nadmiarem pracy. - wyprostowałam się, a na mojej twarzy zagościł triumfalny uśmiech. - I chciałam cię poinformować, mężu, że jutro idę na rozmowę o pracę. - założyłam ręce.
- Niby gdzie, co?
- Asseco Resovia, mówi ci to coś? - jego mina była bezcenna. - Proszę, powkładaj naczynia do zmywarki, ile łaska. - rzuciłam przez ramię, udając się po schodach do sypialni.